Słowenia jest to państwo położone w Europie Środkowej nad Morzem Adriatyckim. Od zachodu graniczy z Włochami, od północy z Austrią, od wschodu z Węgrami oraz od południa z Chorwacją. Stolicą i zarazem największym miastem kraju jest Lublana. Z racji małej ilości lotów z Polski i dosyć wysoką ceną za bilety, najlepszym sposobem dostania się do Słowenii jest podróż samochodem. Istnieje kilka odmiennych tras, ale ich cechą wspólną jest to, że każda wiąże się z koniecznością zakupu winiet, dzięki którym jesteśmy w stanie dojechać z Polski do Słowenii nawet w ciągu jednego dnia. My zasugerowaliśmy się najkrótszym czasem przejazdu (według googlemaps) i przejeżdżaliśmy przez Czechy i Austrię. Dodatkowo zakupiliśmy również słoweńską winietę, dzięki której dużo sprawniej poruszaliśmy się na miejscu. Była ona droższa od dwóch pozostałych, ponieważ Słoweńcy nie posiadają winiet 10-dniowych (są jedynie tygodniowe, miesięczne i roczne). Poniżej znajdują się ceny poszczególnych winiet.
Czechy – 12,5 euro (za 10 dni), Austria – 9 euro (za 10 dni), Słowenia 30 euro (za 1 miesiąc).
Słowenia nie jest krajem popularnym wsród turystów. Większość ludzi traktuje ją jako najszybszą drogę przejazdową w stronę Chorwacji i bardzo często nie zdaje sobie sprawy, jak piękny jest to kraj! My, planując tegoroczny urlop zdecydowaliśmy się na nietypową formę noclegu, a mianowicie namiot. Jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę!
OGÓLNE INFORMACJE:
NOCLEGI:
1. 5 nocy pod namiotem na campingach. W tym:
- 2 noce na Campingu Sobec [ https://www.sobec.si/en/], za który zapłaciliśmy w sumie 89,40 euro (2 osoby + namiot + samochód + prąd + ciepła woda),
- 3 noce na Campingu Kamne, za który zapłaciliśmy w sumie 78 euro (w cenie wszystko jak wyżej, poza ciepłą wodą pod prysznicem – dodatkowo 0,5 euro/4 minuty kąpieli).
2. 1 noc w schronisku:
- „Triglavski dom na Kredarici” [https://www.pzs.si/koce.php?pid=24]) znajdującym się na wysokości 2515 m około 45 euro.
3. 2 noce w hostelu w Lublanie
- Bit Center Hostel [https://www.bit-center.net] ze śniadaniem (około 140 euro).
WYŻYWIENIE:
- W Polsce zaopatrzyliśmy się w palnik gazowy, a także wzięliśmy z domu naczynia i sztućce, dlatego śniadania i kolacje bez problemu robiliśmy sami.
- produkty na śniadania i kolacje kupowaliśmy w supermarketach (zazwyczaj Lidl i Merkator), a część suchych produktów typu płatki owsiane wzięliśmy z Polski,
- na obiady zazwyczaj jeździliśmy do restauracji, aby posmakować lokalnej kuchni
TRANSPORT:
- Jako, że Słowenia jest bardzo małym krajem, po zakupie winiety najszybszym i najwygodniejszym sposobem przemieszczania się, była jazda samochodem.
1. DZIEŃ:
Zdjęcia z początku wpisu przedstawiają miejsce, do którego dojechaliśmy zaraz po przekroczeniu granicy Austriacko – Słoweńskiej, a dokładnie Špičnik. Piękne winnice, wino domowej roboty (lampka za ok. 2 euro) i droga w kształcie serca biegnąca pomiędzy winoroślami! Zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia.
Jako, że byliśmy cały dzień w drodze, to po krótkiej wizycie na Słoweńskich winnicach od razu skierowaliśmy się do Camping Sobec (zdjęcia poniżej), czyli miejsca naszego pierwszego noclegu. który w opinii internautów przedstawiał się jako świetna baza noclegowa.
Camping Sobec posiada bogatą infrastrukturę. Na jego terenie znajduje się sztuczne jezioro (zdjęcie drugie) oraz rzeka, która otacza cały camping (ostatnie zdjęcie). Przy takich okolicznościach natury, pobudka o 5.00 rano w celu zjedzenia śniadania i wypicia kawy nad brzegiem rzeki staje się przyjemnością 🙂
2. DZIEŃ:
W tym dniu zobaczyliśmy wodospad Savica. Za wstęp zapłaciliśmy 5 euro za osobę (z legitymacją studencką). Jeżeli jesteście autem, musicie przygotować „drobniaki”, aby opłacić parking – 4 euro za 3 godziny.
Wodospad jest cudowny, ale bardzo popularny, w związku z czym polecam udanie się w jego okolicę wczesnym rankiem. Minusem jest również brak możliwości dojścia do samego wodospadu oraz spory koszt za parking i samo wejście.
Następnym punktem, który bardzo chcieliśmy zobaczyć było Jezioro Bohinj! Na żywo wygląda tak samo jak na zdjęciach. Magia!
Na miejscu można wypożyczyć różne sprzęty wodne – kajaki, SUP-y, łódeczki itp. My wybraliśmy SUP-a! Jest to doskonały wybór na takie okoliczności natury (zdjęcie z SUP-a dalszej części wpisu). Ponadto świetnym pomysłem jest plażowanie i kąpiel- jezioro jest bardzo czyste, a woda ciepła. Jedynym minusem jest drogi parking – w sezonie letnim ok. 3 euro/1h.
Blisko Jeziora Bohinj znajduje się słynne Jezioro Bled. Jest to pewnego rodzaju symbol Słowenii i jej znak rozpoznawczy.
Naszym celem było dostanie się na punkt widokowy (w miejscu, gdzie znajduje się słynna ławeczka), z którego widać całe Jezioro Bled. Wzniesienie to nazywa się Ojstrica. Droga jest dosyć słabo oznakowana – należy zejść z głównej ścieżki biegnącej wokół jeziora chwilę przed Campingiem Bled. Warto się jednak natrudzić i chwilę poszukać, ponieważ widok z góry jest przepiękny!
Kolejnym punktem naszej wycieczki był Wąwóz Vintgar. Najlepiej pojechać tam późnym popołudniem. Za wstęp zapłaciliśmy 6 euro za osobę (student). Dla osób nie posiadających zniżki cena wynosi 10 euro za osobę.
Wąwóz Vintgar położony jest ok. 4 km na północny zachód od jeziora Bled. Są tam dwa wejścia: 1) poniżej wsi Podhom lub 2) na zachód od wsi Zasip.
3. DZIEŃ:
Po dwóch dniach zmieniliśmy lokalizację i przenieśliśmy się na Camping Kamne. Jest on bardziej „spartański”, ale dużo tańszy i bardziej kameralny. Goście przyjeżdżający z własnym namiotem mogą wybrać dowolne miejsce na jego rozstawienie. Nam udało się złapać takie, z którego mieliśmy piękny widok na góry. Poniżej kilka zdjęć.
Trzeciego dnia w planach mieliśmy trekking po górach. Naszym celem było zdobycie góry Stol (szczyt – 2200 m). Niestety ze względu na pogodę oraz słabe oznaczenie parkingu (po godzinie męczącego trekkingu okazało się, że wyżej znajduje się schronisko, przy którym można zostawić auto) udało nam się dojść tylko na wysokość 1700 m. Pomimo nie zdobycia wierzchołka, widoki były piękne 🙂
W drodze powrotnej na camping zajechaliśmy zobaczyć słynną skocznię narciarską w Planicy.
4. DZIEŃ:
Czwartego dnia pogoda się pogorszyła i do późnego południa padało. Po ustaniu opadów pojechaliśmy nad Jezioro Jasna, które pomimo braku słońca było przepiękne. Dodatkowym plusem takiej pogody był brak turystów, w konsekwencji czego można było swobodnie spacerować i robić zdjęcia.
Następnie pojechaliśmy zobaczyć zobaczyć Rezerwat Zelenci. Jest zjawiskowy! „Must have” podczas pobytu na Słowenii. Rezerwat jest blisko Jeziora Jasna, dlatego planując wycieczkę, można zobaczyć od razu te dwa magiczne miejsca.
5. DZIEŃ:
Piątego dnia najpierw udaliśmy się na wodospad Pericnik. Wstęp jest darmowy, natomiast parking kosztuje 3 euro za 2 godziny. Nam udało się nie płacić za parking, ponieważ byliśmy tam z samego rana i najwyraźniej obsługa parkingu jeszcze nie pracowała 🙂 Wodospad zrobił na mnie ogromne wrażenie, ponieważ jest potężny i można było go obejść. Pozostałe wodospady były piękne, ale z reguły można było je zobaczyć tylko z daleka. Dlatego Pericnik wyróżnia się na tle innych. Warto przyjechać tu z rana – turystów brak!
Kolejnym punktem wycieczki był Wielki Wąwóz Soczy. W drodze do tego miejsca przejeżdżaliśmy przez przełęcz Vrsic, a także zatrzymaliśmy się na chwilę, aby zobaczyć Wąwóz Mlinarica.
Poniższe zdjęcia przedstawiają urokliwy most, przez który trzeba było przejść, aby dostać się do Wąwozu Mlinarica.
No i w końcu dotarliśmy do Wielkiego Wąwozu Soczy:
Wielki Wąwóz Soczy jest piękny, kolor wody oczarowuje. Dla osób szukających mocniejszych wrażeń, istnieje możliwość spróbowania m.in. raftingu.
Tego dnia zobaczyliśmy jeszcze wodospad Virje, wodospad Kozjak, a także most Napoleona.
Wodospad Virje:
Wodospad Kozjak:
– wstęp – 3 euro za osobę (student), 4 euro za osobę dorosłą.
W drodze powrotnej zajechaliśmy jeszcze na Most Napoleona:
Powyższe zdjęcia przedstawiają rzekę Soczę, wzdłuż której szliśmy do wodospadu Kozjak.
Piątego dnia zdecydowaliśmy się na kolejny nocleg na Campingu Kamne, ponieważ jest on świetną bazą wypadową do Triglavskiego Parku Narodowego, który był naszym celem na następny dzień.
6 i 7 DZIEŃ:
Szóstego dnia zaplanowaliśmy trekking po górach Triglavskiego Parku Narodowego. Naszym celem było dojście do najwyżej położonego schroniska na Słowenii – Triglavski dom na Kredarcici (2515 m), a kolejnego dnia próba zdobycia Triglavu położonego na 2864 m. Przed wyprawą dowiedzieliśmy się, że do schroniska prowadzi kilka dróg. Jedne są łatwiejsze do pokonania, a inne wymagają większych umiejętności wspinaczkowych. My wybraliśmy łatwiejszy szlak, który prowadzi z doliny Krma (Kovinarska koča v Krmi). Naszym punktem wyjścia i zarazem miejscem, gdzie zostawiliśmy auto był górny parking Pri lesi (za Kovinarską kočą). Droga do parkingu prowadzi przez las i jest wyboista, jednak warto dojechać do samego końca, gdyż pozostawienie auta wcześniej znaczenie wydłuża wędrówkę.
Na parkingu szybkie przepakowanie, sprawdzenie najpotrzebniejszych rzeczy i w drogę. To o czym należy pamiętać, to zabranie ze sobą dużej ilości wody, gdyż na całej trasie nie znajdziemy ani jednego strumyczka, gdzie można by uzupełnić braki. Najbliższym takim punktem jest schronisko, które jest oddalone o 4-6 godzin marszu Dodatkowo warto wziąć ze sobą czapkę z daszkiem i krem z filtrem, gdyż pomimo wczesnej godziny i wysokości powyżej 1000 m n.p.m. termometr wskazuje 24 stopnie. My dodatkowo spakowaliśmy jedzenie i ubrania przeciwdeszczowe oraz wzięliśmy ze sobą portfele i dokumenty.
Pierwszy etap trekkingu zaczyna się od marszu po leśnej, kamienistej drodze. Następnie wkraczamy na wąski i kamienisty szlak wznosząc się cały czas pod górę. Po około godzinnym marszu leśnymi drogami, roślinność wokół nas zaczyna się zmieniać. Miejsce drzew zajmują krzewy i kosodrzewina. Dodatkowo w oddali ukazują się pierwsze górskie szczyty. Szlak na całej trasie oznaczony jest białym kółkiem w czerwonej otoczce. Oznaczenia występują rzadko, ale szlak jest na tyle widoczny, że latem nie ma możliwości zgubienia drogi. Podczas dalszej wędrówki mijamy duże, betonowe koryta, które stanowią wodopoje dla krów. Znajdująca się w nich woda świetnie nadają się do schłodzenia, ale należy pamiętać, żeby jej nie pić!
Po około 2,5 h marszu od parkingu dochodzimy do chaty „Prgarca”. Jest to świetne miejsce, na chwilę odpoczynku. Po minięciu chaty należy zwrócić uwagę na odejście szlaku – w lewo do „Domu Planika” i w prawo do naszego schroniska. Strzałki oraz nazwy wymalowane są na skale.
Po minięciu skrętu dalszy etap wędrówki odbywa się na odsłoniętym terenie, dlatego w letni, słoneczny bardzo ważne jest to, o czym pisałam wyżej: zapas wody, czapka oraz krem. Do samego schroniska nie występują żadne trudności techniczne, jest to po prostu żmudne podejście cały czas pod górę. Całą trasę pokonaliśmy w około 4,5 godziny, jednak zdajemy sobie sprawę, że gdyby nie delikatny wiatr oraz chmury, które towarzyszyły nam przy podejściu, to wędrówka znacznie by się wydłużyła.
Po dotarciu do schroniska mieliśmy szczęście, gdyż akurat otwierała się recepcja i udało nam się zaklepać nocleg. Schronisko jest dosyć duże, ale jest na tyle popularne, że pomimo kilkuset miejsc ludzie, którzy tu dotrą w godzinach popołudniowych mogą mieć problem ze znalezieniem noclegu. Schronisko od wewnątrz nie różni się od tych tatrzańskich. Jedyną różnicą jest brak ciepłej wody i wyższe ceny za jedzenie i picie. Polecamy zostać tu na noc, ponieważ dookoła schroniska rozpościerają się wspaniałe widoki – Triglav, Alpy oraz wspaniały wschód i zachód słońca.
Pobudka o 5, szybkie śniadanie i przepakowanie w mały plecak (woda, baton, telefon i kurtka przeciwdeszczowa) i w drogę. Przed schroniskiem wita mnie piękny wschód słońca, na niebie brak chmur – idealne warunki do wejścia na Triglav.
Początek drogi to krótkie zejście w dół do drogowskazu, który informuje mnie, że do szczytu mam równą godzinę. Od tego momentu zaczyna się wspinaczka. Trasa cały czas pnie się w górę, ale jest dobrze ubezpieczona w stalowe linki, które bardzo ułatwiają wejście. W wyższych partiach pojawiają się tzw. via ferraty, które mogą „zablokować” osoby z lękiem wysokości, jednak należy pamiętać, że mają one przede wszystkim pomóc niż utrudnić wspinaczkę. Od schroniska do szczytu docieram w 50 minut. Jako, że na wierzchołku jestem sam, to korzystam z okazji i cykam parę zdjęć słynnej białej wieżyczce – schron „Aljazev Stolp” i otaczającej mnie pięknej panoramie Alp. Po 15 minutowym odpoczynku i zjedzeniu batona ruszam w drogę powrotną. Podczas zejścia mijam sporo ludzi. Często muszę czekać, gdyż w wąskich miejscach nie da rady się wyminąć i ktoś musi ustąpić. Cała droga powrotna zajmuje mi 5 minut dłużej niż droga w górę.
Podsumowując:
Droga na Triglav nie jest trudna. Według mnie jest dużo łatwiejsza od Orlej Perci. Największą trudnością tej góry jest ilość ludzi mijanych na trasie. Uważam, że choćby z tego powodu warto przenocować w schronisku i na szczyt wchodzić z samego rana, gdyż w godzinach popołudniowych czas wejścia może wydłużyć się nawet dwukrotnie. Dodatkowo dzień wcześniej polecam sprawdzić pogodę (https://www.mountain-forecast.com), bo już godzinę po moim zejściu nadeszła mgła, która skutecznie zasłoniła cały szczyt. Kolejną sprawą jest sprzęt. Polecam wziąć ze sobą kask (istnieje możliwość wypożyczenia w schronisku – 5 euro/dzień), który chroni przed spadającymi kamieniami. Jeśli chodzi o lonże, uważam, że może się przydać, ale nie jest konieczna. Przydatną rzeczą w drodze na szczyt są rękawiczki bez palców. Znacznie ułatwiają poruszanie się po skałach i via ferratach..
Po zejściu z gór pojechaliśmy ponownie nad Jezioro Bohinj. Wypożyczyliśmy SUP-a i korzystaliśmy z ostatnich chwil na Słowenii.
Tego samego dnia nocowaliśmy w hostelu w Lublanie. W recepcji poznaliśmy dziewczynę, która w pigułce opowiedziała nam o stolicy i poleciła nam miejsca, które warto odwiedzić.
8. DZIEŃ:
Na sam koniec zostawiliśmy sobie wycieczkę do Piranu. Były już jeziora, wodospady, wąwozy, rzeki, góry to teraz czas na morze. Tak jak powiedziałam wcześniej – Słowenia to „perełka Europy” – można tu znaleźć dużo ciekawych miejsc.
Przed samym wyjazdem do Piranu zwiedziliśmy Zamek w Lublanie i natknęliśmy się na reklamę kina „pod chmurką” na terenie Zamku. W sumie nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że tego samego dnia wieczorem miał być zaprezentowany polski film „Zimna Wojna”.
W pierwszej kolejności zwiedziliśmy Lublanę w dzień, a potem pojechaliśmy do Piranu.
Spacer po Lublanie w dzień:
Zakupiliśmy bilety do kina plenerowego, zwiedziliśmy zamek i zobaczyliśmy targ. Następnie pojechaliśmy do Piranu, żeby zobaczyć Słoweńskie morze i skosztować lokalnej kuchni.
W takim klimacie obowiązkowo trzeba było spróbować tamtejszych owoców morza i białego wina!
Podsumowując:
Słowenia jest pięknym i bardzo ekologicznym krajem. Każdy znajdzie tutaj „coś dla siebie”. Natura w tym państwie zachwyca. Wodospady, morze, wąwozy, góry, jeziora, lasy, rzeki! Dodatkowo, ludzie zamieszkujący Słowenię są bardzo uprzejmi i mili. To co jest wyjątkowe, to ekologia i dbanie o środowisko. Segregacja śmieci, promowanie jazdy na rowerze, duża ilość aut elektrycznych, fotowoltaika, która jest wykorzystywana w wielu miejscach np. na parkomatach, wiatraki, które znajdują się nawet przy schronisku na wysokości powyżej 2500 m n.p.m. Robiąc zakupy w supermarketach nie znajdziemy foliowych siatek, a zamiast nich są papierowe lub materiałowe. Słowenia zachwyca nas pod każdym względem. Kto jeszcze tam nie był – musi jechać! Poniżej w skrócie – lista „must have” miejsc, które warto zobaczyć:
- Jezioro Bohinj
- Wodospad Savica
- Jezioro Bled
- Wąwóz Vintgar
- Wodospad Pericnik
- Jezioro Jasna
- Rezerwat Zelenci
- Wąwóz Mlinarica
- Wielki Wąwóz Soczy
- Wodospad Virje
- Wodospad Kozjak
- Most Napoleona
- Lublana
- Góra Stol
- Góra Triglav
A na koniec nasz filmik ze Słowenii: