Latest Posts

 

 

To już druga Wielkanoc w pandemii…nie, nie będę smucić, zbyt dużo dookoła negatywnych informacji.

Podobnie jak w ubiegłym roku, staram się  mimo wszystko poczuć Ducha Świąt! Skłaniają  mnie do tego nie tylko zewnętrzne okoliczności, ale też to, że po prostu to lubię. Lubię sama dla siebie, a także domowników. których otaczam  tą aurą. Wkładam w to swoje zaangażowanie, serce, emocje. Ciepły dom jaki tworzę to dla mnie podstawa i ostoja, gdzie wszyscy, z każdej podróży chętnie wracamy.

Tak więc tuż przed Świętami, taki zbiór  inspiracji dla siebie i dla WAS!

Do nakrycia  uroczystego stołu przyda się na pewno pieczołowicie,  krok, po kroku zbierana porcelana. Gromadzę też zwykłe proste naczynia, które w jakiś sposób mogą urzec mnie formą lub historią. Latami zbieram rodzinne pamiątki lub inne kuchenne atrybuty. Tak  więc niech nie zdziwi WAS ten kryształowy wazon, rodem z lat siedemdziesiątych. Mianowicie jest to wazon ślubny mojej mamy , który teraz jako przedmiot z duszą zdobi mój dom. Jest wysoki, pięknie prezentują się w nim kwiaty!

 

 

Delikatne kwiaty potrafią pięknie zdobić nasz stół, a także świece, które z miejsca tworzą klimat.

Święta wielkanocne w moim domu nie mogą obyć się również  bez urokliwych dodatków, bez skaczących zajączków, kolorowych serwetek…

 

Poniżej wspomniany wazon i kolorowa tarta na stół wielkanocny.

Przepis na tę pyszną tartę  Justyny znajdziecie tutaj :

 

Moje  trzydziestoletnie sztućce idealnie wpisują się do zastawy.

 

 

Kwiaty – prezent od serca.

 

 

Wiosna! Wiosna! Wiosna ach to TY!

 

 

Nowe tematyczne ściereczki. Lubię takie drobiazgi.

 

 

JAJA WSZĘDZIE!-  taki czas!

 

 

 

Wraz z nadejściem Świąt pamiętajmy o osobach bliskich, które nie mogą ruszyć się z domu. Pewnie odrobina z naszej Święconki sprawi im wielką radość.

 

 

Wracając do stołu pięknego na Święta, często stawiam też  na swobodną dekorację . Na przykład, to naturalne drewno, na którym leżą pisanki. To takie połączenie z naturą i do tego zdobi. 

  Może być stałym elementem jadalnianej dekoracji i  poświątecznie   podtrzymywać nastrój.

Jeśli szukacie takiego pięknego plastra dębowego drewna, to znajdziecie go tutaj:

 

https://woodanddesign.pl/

 

Czas na kawę / Coffe time .. i moja rodzinna szarlotka.

 

 

 

***

 

 

 

***

 

Polowanie na świątecznego zająca, ale gdzie on się schował?

 

 

 

 

Dekoracyjne filiżanki  – nie może ich zabraknąć … i oczywiście Rudego noska. Wszędzie wściubia swoją słodką mordkę. Zresztą kawa z Rudym to sama przyjemność –  nie inaczej!

 

 

Rudy wskoczył na stół  hmm… czy ten zając jest do schrupania?

 

 

***

 

 

***

 

 

Wiosenne akcenty w domu.

 

 

A jak tam u Was?

Czekacie już na wielkanocnego zająca?

A.

 

 

 

Kiedy nadejdzie wiosna, znów zachwycę się pąkami dzikich czereśni.

Białe płatki jak puder, zaplączą się we włosy…

Kot pobiegnie za mną ku radości, a co tam! Niech go nogi niosą!

Sama do siebie się śmieję, że tak mi się rymuje, lecz mimo pandemii zamierzam  cieszyć się  nadchodzacą wiosną!

 

 

***

 

 

***

 

 

Rzeczywiście czekam już bardzo na te cieplejsze dni…nawet kilka trafiło mi się – Uwaga! – w lutym!

Weekend we Wrocławiu obdarzył nas ( ku miłemu zaskoczeniu), korzystną anomalią pogodową. Nagle poczułam się jakbym była w cieplutkim Rzymie!

Włochy jednak w tym momencie, wydają się być niedościgłym, irracjonalnym  planem. To na co mogę liczyć na pewno, to wiosna na wsi!

Tak i to jest ogromna radość!

Nowa aura, nowa, tak zachwycająca pora roku, jest powtarzalną zmianą, której wyglądam! Jest świeżością,  faktycznym odrodzeniem nie tylko przyrody, ale i nas samych. Ja tak czuję i widzę to w leśnych strumykach, do których mam tak blisko. Podobnie w  pierwszych, maleńkich kwiatuszkach i pobudzonym kocie. Wypatruję też tulipanów i narcyzów, które dosadzałam w zeszłym roku.

…no i te nasze kawki z na tarasie z Rudym…KOCHAM!

 

 

***

 

 

Rudy zaczaił się na mój kolorowy chłodnik. Do tego kawałek pysznego twarogu i jajo! Pycha!

Poniżej link do przepisu.

 

Spożywanie posiłków na zewnątrz, sprawia mi ogromną przyjemność. Potęguje to fakt trwającej chyba już z pół roku pory jesienno – zimowej. Miejmy nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej!

Ciekawa jestem, czy lubicie takie staropolskie zupy jak chłodnik, bo ja bardzo?! Jeśli macie ochotę na wypróbowanie mojego przepisu to zapraszam tutaj:

https://blueberryhome.pl/chlodnik-ani-na-gorace-dni-i-kto-przeszkadzal-mi-w-tym/

 

 

Czekam na to wszystko dookoła, na to NOWE!

… i niech zadzieje się MAGIA.

 

A.

 

Styczeń zaskoczył piękną aurą. Bure zimy dały się we znaki, więc śnieg jako towar deficytowy ucieszył nie tylko dzieci. Ceny sanek nagle skoczyły i  chwilowo stały się  najwspanialszą zabawką dla najmłodszych. My również oszalałyśmy i zanurkowałyśmy w tej  puszystej  pierzynie, o czym przekonacie się za chwilę.

 

***

 

 

Tak! Taką zimę kocham! Białą, pełna słońca i szczypiącym od mrozu nosem.

Fakt, tego dnia było naprawdę zimno, chyba zimniej niż ostatnio w górach, ale tak cudna pogoda nie mogła umknąć uwadze.  Dostojne jodły, sosny wprost uginały się od śniegu – uznałam to za zaproszenie, które zobowiązuje.

Za nim o tym, to powiem jeszcze, jak  miła niespodzianka to dla mnie, że posypało tym  śniegiem! W moim domu  świąteczne dzwonki jeszcze nie przebrzmiały i właściwie chciałam jeszcze podtrzymać ten klimat. Długo napawałam  się choinką a grudniowe dekoracje wciąż jeszcze cieszą oko. Dobrze, może i czas już na nie, ale spadł śnieg i zrobiło się naprawdę klimatycznie.

 

***

 

 

Przyznam też, że z taką mroźną aurą  wiąże się wiele moich wspomnień. Kilka wpadło tu dziś do wpisu. Powstał więc iście zimowy post z gorącym grzańcem lub ulubioną herbatą.

 

***

 

 

***

 

 

***

 

 

***

 

 

***

 

Tak, oszalałyśmy na punkcie tego śniegu, a kot razem z nami!

 

 

 

***

 

 

***

 

 

***

 

 

***

 

 

***

Jest cudnie! Cieszę się tą chwilą…ale jak dalekie wydają się teraz wspomnienia ze słonecznych Alp!

 

 

***

 

 

***

 

 

***

 

 

***

 

 

***

 

***

 

 

P.S. U mnie na wsi wciąż biała zima! A u Was?

…a i jeszcze…jeśli Macie ochotę zobaczyć Nas w zimowym szaleństwie, we wcześniejszych latach to zapraszam tutaj :

 

 

 

 

 

 

Ho, ho, ho…dawno mnie tu nie było i

bardzo  mi  tych moich wpisów brakuje .

Jest to po części zbiór wspomnień, przemyśleń i emocji, z którymi mogę się z Wami podzielić. To taka galeria wspomnień, dziennik ze zdjęciami, ku radości swojej i być może innych. W każdym razie już  jestem i mam zamiar pozostać. Zanim jednak opowieści, to przede wszystkim :

Wszystkiego Dobrego po Świętach oraz  Szczęśliwego Nowego Roku … i oczywiście Zdrowia!

 

Mam nadzieję, że udało Wam się zachować zdrowie i w obecnej sytuacji nie tracić ducha. Ja oraz moja rodzina znośnie przeszliśmy Covid. Podobno ma się potem okresową odporność, więc jeden plus z tego wszystkiego. 

Jak życie pokazuje wszystko może się zdarzyć, więc trzeba cieszyć się każdą chwilą. Obecna sytuacja pandemiczna nie pozwalała i nie pozwala na wiele. Korzystam więc z tego co mogę by, dać sobie radość i zadowolenie. W końcu przyszła też ochota do popełnienia nowego wpisu. Jesień  wprawdzie minęła, lecz jeszcze  na chwilkę wracam do tamtego okresu.  Jeśli macie ochotę to powspominajcie razem ze mną. Będzie mi bardzo miło.

***

Jesienne kolory w naturze i moim ubiorze – sweter w kolorze toffi lub camel . Bardzo mi się przydał i przywoływał na myśl ciągnące, pyszne cukierki ( niestety jestem strasznym łasuchem i nie wiem, czy to się kiedykolwiek zmieni).

 

 

Rudy i ja wykorzystujemy ostatnie cieplejsze dni w  naszej wiejskiej scenerii. Poniżej radosne dynie i król domowego obejścia – nasz rudzielec.

Uwielbiam wszelkie dekoracje w środku i na zewnątrz domu. Przyszedł więc czas na ozdobne dynie!

 

 

***

 

Czas zadumy…

Chryzantemy to piękne kwiaty. Najczęściej stawiane na grobach naszych zmarłych. Potrafią  też pięknie zdobić obejścia a także  wprowadzać w nostalgiczne, pierwsze dni listopada.

W trosce  o naszą wioskę zawsze staramy się dać coś od siebie. Zadbaliśmy więc o zreperowanie studzienki i zawieszenie jesiennych kwiatów.

 

 

Szanujmy wspomnienia…

Z wdzięcznością wspominam dobre chwile…

 

 

Jeszcze  raz nasz Rudy – bo jak go nie kochać!

 

 

Dotleniające spacery po naszej urokliwej Bażantarni i wygodne kozaki za kolano – bez nich ani rusz!

 

 

Cóż…nie mogło się obejść  bez moich słabości czyli grzanego wina i szarlotki.

***

Jesienne dekoracje – ostatnie hortensje, kawa w pięknej filiżance, świece i cudowny dębowy plaster dostępny na stronie

http://www.woodanddesign.pl

Nowa bluzka w panterkę. Niby klasyk, ale z pazurem! Ciekawe, czy Wam się spodoba?

 

 

Czy to już czas na choinkę…?

Chyba tak. Nadeszła zmiana domowych dekoracji.

 

 

Pierwsze zimowe dni…Urokliwie wyglądają te oszronione igiełki sosen.

Spacer po bajkowym lesie.

 

 

 

 

W moim zagajniku zagościł Dziadek Mróz! Ten widok to chyba zapowiedź prawdziwej zimy?

Pozdrawiam i wkrótce kolejny post w pięknej styczniowej aurze… 

 

 

 

Cudny, letni czas pomału dobiega końca…jak zawsze żal  pożegnać  się z ciepłym słońcem, długimi wieczorami na tarasie, letnimi sukienkami…

Lecz za nim lato odejdzie na dobre, wychodzę do ogrodu, doglądam kwiatów, pielę, liczę jabłka na młodej jabłonce. Siadam na ganku lub wychodzę na  pole. Patrzę prosto w słońce, słucham natury, łykam odchodzące ciepłe chwile…i wiem, że pozostaną wspomnienia… Zasuszone w wazonie hortensje, mak polny zerwany prosto z pola, czy rumianek z żółciutkim oczkiem znaleziony  w książce – jak zakładka – wspomnienie lata…

 

 

Muszę przyznać, że moje hortensje udały mi się w tym roku. Są gęste , z dużą ilością niebieskich kwiatów – jakby  na zielone od bujnych liści krzaków usiadły niebieskie motyle… Tym samym, zdobią nie tylko ogród, a także stanowią wspaniałą dekorację stołu! Tworzą  klimat.

Otulona miłą aurą, poddaję się nastrojowi…a wieczorna kolacja stworzona z prostych, zwykłych rzeczy, w blasku świec, staje się dość niezwykła! Ok, może i trochę tęsknię za szumem morza lub wręcz oceanu … za tym całym bezkresnym błękitem, ale jak patrzę na tę moją wszechobecną  zieleń, na te pola, gdy  rozłożę obrus w niebieską kratę lub zatapiam się w błękitnych płatkach moich hortensji – to stwierdzam – czego chcieć więcej! Przecież mam tu swoje małe Santorini!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Agrest z własnego krzaczka tak bardzo cieszy, że obraliśmy z niego szypułki i podaliśmy do kolacyjnych przekąsek.

 

 

 

 

 

Bazylia na talerzu i w doniczkach, to włoska odmiana rośliny. Jest bardzo intensywna, a liście nasycone kolorem i grubsze od tych sklepowych. To dopiero jest aromat!

( W tej chwili listki są drobniutkie, bo pozwoliłam bazylii zakwitnąć . Tak ładnie zdobi taras, że aż szkoda ścinać! )

 

 

 

 Spożywanie kolacji razem, świeże kwiaty, dekoracja stołu, miła atmosfera, to tworzy dobry klimat domu. Stół, który przygarnia, stół, który łączy. Wspólne miejsce  na posiłek i rozmowy.

 

 

 

 

P.S.

A jakie jest Wasze miejsce na ziemi lub o jakim marzycie?

A.

 

 

Chyba nie znam prostszej sałatki od tej właśnie z tuńczykiem. W dodatku nie jest jakoś bardzo kaloryczna. Kilka zwykłych  składników i to wszystko! Do tego  lekki sos na bazie oliwy i gotowe. Sami sprawdźcie – poniżej przepis.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Składniki

( ilość dowolna – ja lubię, by było dobrze czuć tuńczyka, więc u mnie to zawsze dwie puszki )

2 puszki tuńczyka  –  1 w oleju, 1 w  sosie własnym

garść sałaty, rukoli, bazylii

pokrojona w krążki cebula zwykła lub czerwona

pokrojone w cienkie paski kolorowe papryki

garść czarnych  oliwek,

3- 4 łyżki kukurydzy

1-2 jajka

Sos

ok.7 łyżek oliwy z oliwek + 3 łyżki oliwy z pestek winogron

2 wyciśnięte ząbki czosnku

płaska łyżka miodu

płaska łyżeczka musztardy łagodnej

 

Wykonanie

 

Wszystkie składniki na sos dobrze mieszamy. Następnie polewamy częścią sosu wymieszane:  sałatę, rukolę i bazylię.

Na sałacie kładziemy tuńczyka oraz resztę podanych składników i polewamy resztą sosu.

Jak widać nie ma tu żadnej filozofii, pozostaje mi więc życzyć po prostu

Smacznego!

 

 

 

Ach! Jak długo czekałyśmy na te chwile…radosny śpiew ptaków, kwitnące drzewa, ten wszechobecny kwiatowy zapach, że aż brakuje tchu…

Te  kawy na tarasie, wśród tryskającej zieleni! Kot niemal oszalały od zapachu pierwszych grilli i słodkości spożywanych na zewnątrz! Kolorowy zawrót głowy! Wiosna poszła pełną parą, a mokry, rudy nosek z puszystą pianką, czai się na każdym rogu.

W tym sielskim klimacie nasza ulubiona domowa tarta z truskawkami – sprawdzony przepis mojej córki Justyny. Prawdziwy raj dla podniebienia! Wraz z pierwszymi truskawkami pojawia się w naszym domu, a właściwie ogrodzie…dziś za stół posłużyły nam piękne drewniane bale .

Odkąd przeniosłam się na wieś, te naturalne elementy budzą mój zachwyt! Ta moja polska wieś codziennie mnie inspiruje i codziennie uświadamia, jak bardzo jesteśmy częścią otaczającej przyrody i to my powinniśmy się do niej dostosować. Jesteśmy jak małe puzzle w wielkiej grze o wszystko.

.

.

i jeszcze …

Mam nadzieję,że spodoba Wam się  przepis  na pyszną tartę, a sielski klimat zdjęć i malownicza okolica przeniesie Was w stan prawdziwego relaksu . Zapraszam do naszego wiejskiego świata.

 

 

 

 

 

 

 

 

Nasz Rudy Jerry naprawdę miał wielką chrapkę na tę tartę! Kawę, … no bardziej mleczną  piankę pije nałogowo.

 

 

Nasze słodkie niewiniątko…szybki skok na płot

i

 – to nie ja spiłem mleczko –

…hmm…niech Was nie zwiedzie ta słodka minka.

 

Przepis  Justyny na pyszną Tartę z truskawkami: 

( do tarty dodane są również borówki – mogą być również maliny czy jeżyny – to w zależności na co macie ochotę )

 

Składniki:

Ciasto:

150 g mąki

25 g cukru

125 g pokrojonego w kostkę masła

1 łyżka stołowa wody

Krem

mascarpone

śmietana 36 %

fix do zagęszczenia śmietany

cukier waniliowy

 

Dekoracja

40 dag świeżych truskawek, garść borówek, kilka listków mięty

 

Sposób wykonania:

Wszystkie składniki na ciasto zagniatamy i wkładamy na 30 min. do lodówki. Potem wykładamy ciasto na wyłożonej pergaminem formie do tarty. Po rozłożeniu i uformowaniu ciasta nakłuwamy je widelcem , po to by nie urosło. Pieczemy 25 min. w temperaturze 180 stopi, aż się zarumieni. Po upieczeniu czekamy aż wystygnie i rozkładamy masę. Dekorujemy ulubionymi owocami i listkami mięty.

Masa

Ubijamy bitą śmietanę z cukrem waniliowym i fixsem. Dodajemy mascarpone. Mieszamy. Odstawiamy na 15 min. do lodówki, by masa zgęstniała. Następnie wyjmujemy i wykładamy na ciasto.

 

 

 

Dziś, w  mojej wiejskiej scenerii, w dość swobodnej stylizacji – mój nowy zakup – biała bluzka od TARANKO . Bluzka jest urocza, zwłaszcza na uwagę zasługują koronkowe rękawy i żabot! Natomiast całości dopełniają oliwkowy płaszcz, w tym samym odcieniu buty. W tle  natura i sielski klimat domu… będzie malowniczo…

Jeśli macie ochotę na moje  country klimaty to gorąco zapraszam, bo będzie naprawdę miło. Mam nadzieję, że razem ze mną wypijecie weekendową kawę  i koniecznie dajcie znać, czy Wam się podobało?!

 

 

 

 

 

Beautiful weather…

 

 

Wiosna idzie na całego, nie sposób usiedzieć w domu…dlatego sezon coffee outside  uważam za otwarty!

Moje bratki pięknie rosną…choć czarne oczka chyba lepiej niż te całe lawendowe…

 

 

Kawa bez Rudego to dzień stracony…zresztą przebywanie z tym słodziakiem to sama przyjemność!

 

 

 

 

 

To piękne drewno będzie dla nas wsparciem na zimę, ale też powstaną z niego piękne deski na stół ! Na razie piękne samo w sobie – zdobi teren – uwielbiam tu przebywać…pachnie świeżo ściętym drewnem i kawą oczywiście! 

 

 

 

 

 

 

Poniżej jeszcze trochę Kronik Rudego. Zdecydowani muszę  powiedzieć, że Rudy to kawosz, Rudy to doskonały sprinter i Rudy to model idealny! Jak go nie kochać? 

 

 

 

 

Jeszcze trochę kawy i tej cudownej pogody! Jest Nam Wszystkim tak potrzebna! 

 

 

Zbyt pięknie by wracać do domu …

 

A.

 

   Kilka lat temu po raz pierwszy odwiedziłam Sardynię. Zwiedziłam wówczas południową część wyspy i od razu zakochałam się w tym miejscu. Pomimo postanowienia, że wrócę na Sardynię w celu odkrycia kolejnych pięknych miejsc (tym razem na północy wyspy), to i tak wróciłam po raz drugi na południe.

Poniżej linki do poprzednich wpisów opisujących południową część Sardynii z poprzedniego wyjazdu:

-> https://blueberryhome.pl/wycieczka-na-sardynie-w-polowie-wrzesnia-cz-1/

-> https://blueberryhome.pl/eleganckie-popoludnie-na-dachu-cagliari-wycieczka-na-sardynie-cz-2/

-> https://blueberryhome.pl/plaze-poludniowej-sardynii-wspanialy-relaks-wycieczka-na-sardynie-cz-3/

-> https://blueberryhome.pl/sardynia-moje-kulinarne-doznania-ostatnia-pocztowka-z-rajskiej-wyspy/

 

BILETY LOTNICZE:

   Zakup biletów odbył się bardzo spontanicznie.  Do tego pomysłu skłoniła nas przede wszystkim ich atrakcyjna cena. Za bilety dla dwóch osób w obie strony zapłaciliśmy łącznie 385 zł. W tę kwotę wliczony był tylko bagaż podręczny.

TRANSPORT Z LOTNISKA:

   Zazwyczaj korzystamy z wypożyczalni aut znajdujących się na terenie lotniska. W tym przypadku wybraliśmy wypożyczalnię o nazwie: Sicily by car. Do wynajmu niezbędne było posiadanie karty kredytowej i odpowiedniego depozytu. Wypożyczalnia przy wynajmie blokuje na karcie kwotę wynoszącą np. 400 euro, ale przy zwrocie pojazdu (w nienaruszonym stanie) odblokowują zajęte środki. To, co nas zaskoczyło, to cena, ponieważ zapłaciliśmy tylko 114 złotych za 7 dni. Oczywiście trzeba pamiętać o przeznaczeniu odpowiedniej ilości pieniędzy na paliwo, którego cena na Sardynii wynosi ok. 6zł/litr.

   Dla osób, które nie chcą wypożyczać auta są również inne opcje transportu z lotniska do centrum np. autobusem lub pociągiem. Kilka lat temu podczas mojego poprzedniego pobytu na wyspie, do centrum Cagliari dojechałam pociągiem, ponieważ stacja znajduje się przy samym lotnisku.

NOCLEG:

  Wybraliśmy Hotel Jasmine, który położony jest w miejscowości Teulada. Miasteczko jest spokojne, umiejscowione w dolinie gór. Z lotniska do hotelu jechaliśmy około godziny. Prowadziły nas (szczególnie pod koniec) kręte, górskie drogi. Z racji tego, że na Sardynię wybraliśmy się w listopadzie, a więc po sezonie, to wszędzie były pustki – nawet w hotelu byliśmy sami. Właściciel codziennie rano na śniadanie przynosił świeże rogaliki i częstował nas świeżą kawą. Nie potrafił mówić po angielsku, ale miało to swoje zalety, ponieważ mogliśmy poczuć prawdziwy, włoski klimat.  Za cały pobyt w hotelu zapłaciliśmy około 500 złotych za osobę. W cenie zawarte były śniadania. Wykupując nocleg korzystaliśmy ze strony Booking.com.
Link do TripAdvisora z informacjami o hotelu – > https://pl.tripadvisor.com/Hotel_Review-g1202591-d6899203-Reviews-Hotel_Jasmine-Teulada_Province_of_Cagliari_Sardinia.html

WYŻYWIENIE: 

   Tak jak wspomniałam powyżej, śniadania mieliśmy wykupione w hotelu. Co do obiadów, to jako takich nie jedliśmy, ponieważ całymi dniami jeździliśmy i zwiedzaliśmy, więc w zupełności wystarczały nam włoskie focaccie, kupowane w małej piekarnii w okolicach hotelu. Co do kolacji, to codziennie próbowaliśmy różnych knajp w naszej miejscowości. Zazwyczaj kończyło się na pizzy, ponieważ po sezonie ciężko było zjeść cokolwiek innego. Poniżej kilka odwiedzonych przez nas knajp:

  1. https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g1202591-d10840652-Reviews-Pizzeria_gastronomia_Pomodoro_E_Basilico_Teulada-Teulada_Province_of_Cagliari_S.html
  2. https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g1202591-d4697458-Reviews-Ristorante_Pizzeria_la_Mezza_Luna-Teulada_Province_of_Cagliari_Sardinia.html
  3. https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g1202591-d1930346-Reviews-Sebera-Teulada_Province_of_Cagliari_Sardinia.html

 Wszystkie pizze kosztowały podobnie od 5 do 7 euro.

DZIEŃ 1:

   W pierwszej kolejności pojechaliśmy do Porto Pino. Zobaczyliśmy piękny port oraz plażę. Dzięki temu, że przylecieliśmy na tę wyspę w listopadzie, to nawet w popularnych i turystycznych miejscach nie było ludzi. Parking był bezpłatny.

Poniżej zdjęcia z wydm, które również znajdują się w Porto Pino:

Tego samego dnia pojechaliśmy również do bezludnego miasteczka Tratalias. Zdjęcie poniżej przedstawia katedrę w jej centrum – Cattedrale di Santa Maria di Monseratto.

DZIEŃ 2:

   Następnego dnia stwierdziliśmy, że pojedziemy wzdłuż południowego wybrzeża. Zatrzymywaliśmy się przy poszczególnych plażach, punktach widokowych czy innych atrakcjach. Charakterystyczną cechą krajobrazu Sardynii są wieże, wykonane z kamienia, które widać prawie na każdym punkcie widokowym. Niesamowicie urozmaicają widoki.

Powyżej jedna z wieży, do której doszliśmy na pieszo. Była ona bardzo wysunięta w kierunku morza i dostęp do niej był nieco utrudniony, dlatego postanowiliśmy zostawić auto przy drodze i dotrzeć do niej samodzielnie.

Następnie jadąc dalej wzdłuż wybrzeża zajechaliśmy do plaży o nazwie Spiaggia di Tuerredda. Jak się potem okazało stała się naszą ulubioną i wracaliśmy na nią jeszcze dwukrotnie.

Następną unikatową plażą jest Spiaggia Su Giudeu. Jest ona nietypowa, ponieważ wchodzi się na nią przez długi, drewniany most. Z jednej strony możemy zobaczyć zbiornik wodny z flamingami, a z drugiej morze, gdzie zazwyczaj pływają surferzy.

Powyżej wylegujące się flamingi, których niestety na zdjęciu aż tak nie widać, ale na żywo robiły wrażenie swoim charakterystycznym różowym kolorem! Zdjęcie poniżej przedstawia naszą ulubioną przydrożną kawiarenkę, gdzie doładowywaliśmy baterie pijąc pyszne cappuccino. Na zewnątrz zamiast stolików były duże beczki, które nadawały klimat temu miejscu.

Kolejna piękna plaża znajduje się w miasteczku Chia. Można tu poodpoczywać wylegując się na plaży, a także pospacerować i m.in. podejść do kolejnej wieżyczki. Tam znajduje się punkt widokowy, z którego rozprzestrzenia się panorama na pobliskie plaże.

Poniżej – punkt widokowy przy wieżyczce w Chia:

Podejście pod punkt widokowy:

Charakterystyczne jest też to, że bardzo często można napotkać  gromady owiec, które potrafią nawet przebiec całym stadem przed maską samochodu, ale mimo wszystko wpasowują się w krajobrazy Sardynii.

DZIEŃ 3:

   Trzeciego dnia wybraliśmy się do stolicy Sardynii – Cagliari. Zaparkowaliśmy na miejskim parkingu przy porcie. Jest on płatny, ale my trafiliśmy akurat na lukę godzinową (godziny sjesty) i nie musieliśmy płacić za bilet. Z tego miejsca jest już zaledwie kilkadziesiąt metrów do starówki, którą cechuje piękna architektura.

Katedra w Cagliari:

Bastione Saint Remy:

Przy okazji pobytu w Cagliari, pojechaliśmy do miasteczka San Sperate. Jest ono położone kilkanaście kilometrów od stolicy. Dowiedzieliśmy się, że słynie ono z przepięknych murali i koniecznie chcieliśmy je zobaczyć. Faktycznie na żywo wyglądały bosko!

DZIEŃ 4:

   Niestety cały czwarty dzień LAŁO. Na początku się nie poddawaliśmy i wsiedliśmy w auto, żeby zobaczyć wysepkę Sant’Antioco i najstarsze drzewo oliwne na wyspie, ale efekt był taki:

Powyżej wspomniane drzewo oliwne! Co prawda w deszczu, ale pamiątka jest 🙂

Potem pojechaliśmy do Sant’Antioco, ale pogoda cały czas się nie zmieniała, więc zwiedzanie wysepki zostawiliśmy na inny dzień i znaleźliśmy przytulną kawiarnię, gdzie przeczekaliśmy deszcz.

DZIEŃ 5:

   Piątego dnia znów się rozpogodziło, więc stwierdziliśmy, że chcemy powrócić do miejsc, gdzie najbardziej nam się podobało, czyli m.in. na plażę Tuerreddę oraz Su Giudeu.

Tuerredda:

Su Giudeu:

Tego samego dnia pojechaliśmy ponownie do Sant’Antioco szukać miejsca wypatrzonego na Instagramie – Cala Grotta. Długo nie mogliśmy go znaleźć i trochę pobłądziliśmy, ale przy okazji odkryliśmy kilka równie pięknych miejsc!

Ale w końcu dotarliśmy do miejsca docelowego:

W drodze powrotnej przejechaliśmy przez centrum Sant’Antioco, gdzie były już rozstawione dekoracje świąteczne:

DZIEŃ 6:

   Szóstego dnia pojechaliśmy w okolice miasteczka Masua, aby zobaczyć słynną skałę: Pan di Zuccherro – nazywana kostką cukru. Już jadąc krętymi drogami można w oddali podziwiać „kostkę cukru”. Miłośnicy wspinaczki korzystając z ferraty w sezonie letnim mogą się na nią wspiąć. My nie skorzystaliśmy z takiej opcji, ale widoki były bajkowe 🙂

Następnie pojechaliśmy odszukać plażę: Spiaggia di Cala Domestica. Kiedy dotarliśmy byliśmy znowu zupełnie sami jak na bezludnej wyspie. Pospacerowaliśmy po skałkach, które znajdowały się przy plaży a potem powędrowaliśmy w górę, aby zdobyć kolejną wieżyczkę!

Ostatnim punktem tego dnia było miasteczko Iglesias, gdzie pospacerowaliśmy i wstąpiliśmy na cappuccino.

DZIEŃ 7:

To był nasz ostatni dzień na wyspie, ostatni spacer i ostatnia jazda autem krętymi drogami z doliny, gdzie mieściła się Teulada, a potem już tylko oczekiwanie na lot do Polski.

   Podsumowując, Sardynia jest przepiękną wyspą, która ukazuje magię flory i fauny, a od tubylców można się uczyć jak zatrzymać się na chwilę we współczesnym pędzie i odpocząć zajadając się pysznym włoskim jedzeniem i popijając aromatyczne espresso.  Jak narazie zwiedziłam tylko południową część wyspy, ale nic straconego – następnym razem północ! A dla tych, którzy już byli na Sardynii, polecam zobaczyć wpis o Sycylii:

 

Sprawdź też:

Nieruchomości zagraniczne

Nieruchomości w Hiszpanii

Nieruchomości w Portugalii

 

 

Nie do wiary, że  na Wigilię nie spadła nawet szczypta śniegu! Próżno było wypatrywać chociaż odrobiny  śnieżnego puchu. Niemal wiosna wymieszana z jesienią. Trudno…

Choć zimowa pogoda zawiodła, nie poprzestałam w tworzeniu świątecznego klimatu. Jestem prawdziwą strażniczką ogniska domowego, więc magiczna  aura po prostu   musiała być! W ruch poszły więc dekoracje świąteczne – Christmas is cooming !

Śnieżnobiały obrus, świece, zielone wieńce, złote bombki na gałązkach jodły. W  tle Buble , zapach makowca oraz pierników z dużą ilością maku i miodu. Moim makowcem staram  się obdarować bliskich .To jak dzielenie się sercem i Życzenia Wszystkiego Dobrego Na Święta…